Czesław Czaplicki „Ryś” – Spotkanie NSZ-owca z Żydem w „pałacu cudów”

Wspomnienia

Czesław Czaplicki „Ryś”

Z końcem roku 1963 lub na początku 1964 lekarz więzienny Biura Śledczego MSW, mieszczącego się w słynnym pawilonie XII dla więźniów politycznych przy ul. Rakowieckiej w Warszawie, skierował mnie do więziennego szpitala specjalistycznego z powodu choroby wzroku. Szpital ten został ulokowany w budynku, w którym za czasów terroru stalinowskiego „urzędowali” znani z okrucieństwa sługusi NKWD pułkownicy: Różański, Duch, Fejgin, Światło, Tomkowski i inni bandyci. Było tam Biuro Śledcze MBP – katownia do likwidacji polskich patriotów. Na nieludzkie tortury przyprowadzano tam tunelem więźniów z pawilonu nr X, a potem i z dwunastki. Z uwagi na wymuszanie zeznań, pod wpływem zadawanych przesłuchiwanym tortur, budynek ten nazwano pałacem cudów – po prostu więźniowie nieświadomie przyznawali się do nie popełnionych czynów. Wymuszone zeznania, według obowiązującej wówczas teorii prokuratora generalnego ZSRS – Wyszyńskiego, były podstawą do wydawania wyroków – z karą śmierci włącznie. Zdarzało się, że Różański występował w roli księdza słuchającego spowiedzi skazanych na śmierć w celu wykorzystania ich zeznań.

Zgodnie z decyzją lekarza i tzw. wychowawcy więziennego strażnik przeprowadził mnie do jednej z cel tego „pałacu”, ale już nie tunelem i nie na tortury, lecz na leczenie, bowiem metody prowadzenia śledztwa po 1956 roku – na moje szczęście – zmieniły się. W celi szpitala zastałem starszego, kulturalnego pana, przeniesionego również z pawilonu XII. Jak zwykle bywa w warunkach więziennych, zapoznaliśmy się bez niczyjej pomocy, a po kilku dniach siedzenia razem, prawie wszystko, co dotyczyło powodów przebywania w więzieniu warszawskim, jeden o drugim wiedział. Dobrze się złożyło, że obaj byliśmy mieszkańcami Wrocławia.

Ów przyjemny, kilkudniowy mój sublokator „pałacu cudów” nazywał się Tillenman, był dobrym Polakiem pochodzenia żydowskiego. Nie był nigdy komunistą. Zaliczył kilka lat Sybiru, ponieważ znalazł się na liście chętnych do wyjazdu ze Związku Sowieckiego do Holandii. Mieszkał we Wrocławiu przy ul. Norwida z żoną. Przed aresztowaniem pracował na stanowisku dyrektora fabryki mydła przy ul. Krakowskiej. Dowiedziałem się od niego, że został aresztowany pod zarzutem przekazania 50 tys. zł dwom znajomym paniom na łapówkę dla wojewódzkiego prokuratora we Wrocławiu, mającą na celu umorzenie sprawy aresztowanego handlarza dewizowego nazywanego popularnie „Saszą”. Pan Tillenman przyznał się, że pożyczył znajomym paniom 50 tysięcy zł, ale nie wiedział, że pieniądze te zostały przeznaczone na łapówkę. Przypuszczał, że będzie siedział w więzieniu tylko do zakończenia śledztwa. Był bardzo zaskoczony, że zostałem aresztowany za działalność konspiracyjną o wolność Narodu i niepodległość Ojczyzny przeciwko okupantom z lat 1945/46, skoro terror stalinowski Gomułka oficjalnie nazwał okresem „błędów i wypaczeń” i rozwiązał Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego.
Przed opuszczeniem wspólnej celi w „pałacu cudów” pan Tillenman przekazał mi treść jego rozmowy w czasach stalinowskich z szefem Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego we Wrocławiu, posługującym się nazwiskiem Grad, który wezwał go do swojego urzędu i zaproponował mu objęcie ważnej funkcji.

Pytanie Grada: Ile zarabiasz na stanowisku dyrektora fabryki mydła? Nie czekając na odpowiedź, ciągnął dalej: U mnie możesz mieć dwa razy tyle, ile masz obecnie i będziesz miał mniejszą odpowiedzialność, bo za całość będę ja odpowiadał.
Odpowiedź Tillenmana: Jakie stanowisko mi proponujesz?
Grad: Szefa Wydziału Śledczego WUBP.
Tillenman: Nie mam w tej dziedzinie doświadczenia. Odpowiedzialność bardzo duża.
Grad: Ja ci pomogę. Nie powinieneś się zastanawiać. Dla dobra wspólnej naszej sprawy twoim obowiązkiem jest przyjęcie tej propozycji. Tu nie tylko o pieniądze chodzi, ale o wykorzystanie korzystnej sytuacji. Dopóki jesteśmy przy władzy, musimy zlikwidować opozycję niepodległościową, a szczególnie środowisko narodowców związane z NSZ i AK oraz Kościołem katolickim. Na to uzyskaliśmy zezwolenie Stalina i Berii. Nasza władza partyjna też jest za tym. Powinniśmy się zemścić za przedwojenny antysemityzm.
Tillenman: A jak wy robicie obecnie?
Grad: Zgodnie z zaleceniami NKWD, MBP i Informacji Wojskowej stawiamy aresztowanym mocne zarzuty współpracy z Gestapo, szpiegostwa na niekorzyść PRL i ZSRR, przygotowania do obalenia władzy ludowej, a następnie zmuszamy do przyznania się. Tracących przytomność pod wpływem wypróbowanych sposobów NKWD dajemy do lodówek, a w nocy wywozimy do rowów koło cmentarza Osobowickiego we Wrocławiu.
Tillenman: Nie boicie się, że Polacy w przyszłości zemszczą się na Żydach za takie działania?
Grad: Już nigdy nie będą mieli warunków do zemsty, bo już niedługo cały świat będzie komunistyczny. To ty nie wiesz, jaką stanowimy siłę ze Związkiem Radzieckim i potężnymi Chinami Ludowymi na czele? Na razie Amerykanie tak robią, jak my chcemy, bo mamy w najwyższych władzach swoich ludzi. Jeden skok i Europa nasza. Musimy najpierw zniszczyć prawicę o tendencjach niepodległościowych. Z kapitalistami amerykańskimi rozprawią się sami Murzyni.
Tillenman: Głosisz ciekawe teorie, ale mocno ryzykowne. Jeszcze się zastanowię. Obecne moje dyrektorskie stanowisko nie jest złe.

Przypominam sobie, że podobne poglądy jak Grad, co do sił komunistycznych i końcowego ich zwycięstwa, ciągle głosili oficerowie służby bezpieczeństwa prowadzący w mojej sprawie śledztwo w latach sześćdziesiątych. Chełpili się tym, że są przedłużeniem urzędu bezpieczeństwa. Przewidywali rychły upadek Stanów Zjednoczonych Ameryki, mieli do tego przyczynić się Murzyni amerykańscy.

Przywództwo w świecie miał objąć Związek Radziecki. A zatem radzono mi „zejść na ziemię i przejść z ugrupowania wrogów Polski Ludowej do obozu budującego światowy socjalizm ze Związkiem Radzieckim na czele…” Tylko w ten sposób mogłem się „uchronić przed hakiem i wrócić do normalnego życia z rodziną”. I dalej – „kto liczy na Amerykę, ten się mocno zawiedzie…”
Pan Tillenman został zwolniony do domu po zakończeniu śledztwa. Odwiedził moją rodzinę we Wrocławiu. Ja też odwiedziłem go po wyjściu z więzienia w 1968 roku. Nie wiem, czy wyjechał od Izraela. Podczas rozmowy ze mną nie miał takiego zamiaru.